Baffle, uroczy ten anglicyzm oznacza głośnik gwarantujący wspaniałej (powiedzmy) jakości dźwięk. Czy ta zdobycz cywilizacyjna zdobyła już miejsce w przestrzeni publicznej? Czy np. pasażerowie metra, tramwaju lub autobusu godzą się na hałas, dominację ulubionych dźwięków współpodróżnych? Dźwięki, które nadają ton codziennym podróżom do i z pracy. Swoboda słuchania, wolność melodii. Irytacja związana z narzucaniem pasażerom komunikacji miejskiej dźwiękowego terroru spowodowała reakcję polityczną na szczeblu regionalnym. Deputowani parlamentu brukselskiego z partii MR (Mouvement Réformateur) złożyli propozycję ustawy, która miałaby ograniczać, wręcz wyciszać ryczące automaty. Celem pomysłodawców było umożliwienie podróżnym spokojnego, bez hałasu, spędzenia czasu w środkach komunikacji miejskiej. Brukselskie władze odniosły się do tego wniosku negatywnie. W zasadzie z niezbyt jasnych powodów.
Prasa donosi także, że belgijskie władze podjęły decyzję, iż zgromadzenia winny być racjonalnie limitowane. Ograniczenia dotyczą mówiąc skrótem – recydywy. Jeśli zatem uczestnik demonstracji ma na sumieniu wykroczenie przeciw prawu, bo np. spalił, zdemolował lub zespół rzecz publiczną lub prywatną, nie może, według najnowszej rządowej propozycji, uczestniczyć w demonstracji. Za udział w niej zostanie ukarany. Zakaz obowiązywać ma przez 3 lata, bądź 6 dla tych, którzy go złamią.
W związku z tym właśnie przeróżni partnerzy społeczni, głównie związki zawodowe podjęły decyzję o demonstrowaniu przeciwko zakazowi demonstracji. Jak że by inaczej.
Władza, na co wskazują media, nie ma na celu stłamszenia demonstracji. Idzie pono o ukrócenie wandalizmu.
Organizacje pozarządowe dopatrują się w tym jednak zamachu na demokrację.
Cóż, być może rzecz ma drugie bądź trzecie dno. Biorąc pod uwagę natomiast ogląd zupełnie powierzchowny człowiek, ja przynajmniej, zawaha się przed wyrwaniem płyty chodnikowej i rzuceniem nią w ustawodawcę.
Podczas antycovidowych rozrób palono śmietniki, z innych jeszcze powodów zdarzyło się manifestantom niszczyć samochody i inne dobra napotkane po drodze. Powiadam, nie czytam wyraźnie drugiego dna, być może rząd swoją propozycją ograniczenia zgromadzeń uderza w wolności obywatelskie. Można sobie wyobrazić, iż prawnie umocowane szykany uderzą w bogu ducha winnych manifestantów, a jak do tego prawo zostanie zapisane niejednoznacznie, zbyt ogólnie, może służyć pacyfikacji pokojowych demonstracji. Może. W Belgii przywykliśmy, do tego, że społeczne zadowolenie manifestuje się na ulicy. W ciągu roku pokojowe przemarsze przez stolicę (i nie tylko) to uciążliwa codzienność. Ponieważ jestem z Polski, odruchowo patrzę każdej władzy na ręce. Czy propozycja obostrzeń dotyczących manifestowania jest demokratyczna? Chętnie usłyszę zdanie czcigodnych czytelników.
marah / Komunikacja miejska i piesi spiskowcy
Comments