Słówko o belgijskiej historii.
Jak Państwo doskonale wiecie Belgowie w znakomitej części skonfrontowali się ze swoim kolonialnym poczuciem winy. Czasów świetności ówczesnych zamorskich terenów królestwa nikomu z pewnością przypominać nie trzeba. Dość, że odświeżymy sobie pamięć przywołując cyfry – według różnych obliczeń od 5 do 15 milionów ofiar.
Wbrew pozorom nie piszę tego aby Belgom dokładać. Obecna narracja w tym kraju jest raczej taka, by rozliczać się z dramatycznym kolonialnym dziedzictwem, wprost potępiać i wyciągać daleko idące wnioski, jak choćby na nowo opowiadając historię.
Potrzeba tego potomkom ofiar jak i samym Belgom.
Rzeczywistość nie jest jednak taka prosta. Co rusz natrafiamy na pomniki, popiersia i inne pamiątki bolesnej przeszłości. Leopold II, właściciel Konga i król Belgów trwa biustem mosiężnym w różnych kątach belgijskich miast.
Jednych to ziębi innych grzeje.
Pomników jednak w tym kraju się specjalnie nie zrzuca.
I to jest odwieczny problem z pomnikami. Co z nimi czynić? Czy moralną dwuznaczność z przestrzeni publicznej usuwać?
Czy intensywnie edukować, dla odmiany prowadzając liczne wycieczki szkolne: ten oto brodaty dżentelmen, z bożej łaski król, odpowiada za ludobójstwo.
A jeśli ktoś w przypływie obywatelskiego nieposłuszeństwa obrzuci czerwoną farbą pomnik belgijskich pionierów w Kongo, jak to miało miejsce kilka dni temu w Brukseli?
Policja ma obowiązek karać. I tu dotykamy dwóch delikatnych kwestii: czy przeszłość jest nietykalna, oraz czy nasz do niej stosunek nas w jakimś sensie definiuje?
Pozostawiam to pytanie drogim czytelnikom dorzucając, iż zimny prysznic robi dobrze każdemu, nawet jeśli jest pomnikiem.
Ponieważ pomyślałem ten felieton jako zbiór obywatelskich marzeń tygodnia, proszę o moment cierpliwości, przekażę co następuje:
Partia MR (Mouvement réformateur) pochyliła się nad hałasem w środkach komunikacji, w Brukseli. Otóż wystosowano wniosek aby użytkownicy głośnomówiących urządzeń elektronicznych wyłączyli je na dobre. Za rozmowę w metrze przy użyciu opcji głośnomówiącej miałaby grozić grzywna.
To samo dotyczy głośników i innych głośno ryczących utensyliów.
Drodzy Czytelnicy, sami oceńcie wagę tej inicjatywy. Ze swojej strony powiem, że hałas powoduje we mnie pewną nerwowość, więc zdaje się nie mogę być obiektywny.
Z rzeczy drobnych a fundamentalnych. Otóż Minister Samorządu Terytorialnego Brukseli pan Bernard Clerfayt (DéFI, co się buńczucznie tłumaczy na „Wyzwanie”), tenże kuje żelazo mimo, że jeszcze nikt nie pomyślał o jego podgrzaniu.
Otóż minister wydał oświadczenie, iż zamierza wszelkimi sposobami namówić do głosowania w przyszłorocznych wyborach samorządowych nie-Belgów.
To wszak, między innymi, my korzystamy, zaludniamy, penetrujemy i upiększamy ulice miast i wsi.
Dziś już namawiamy zatem do udziału w wyborach za rok przypominając, że mamy również i swoje sprawy do uregulowania już w październiku roku bieżącego.
Będę kontynuował temat obywatelskości i udziału na różne sposoby w kolejnych odsłonach.
Maciej Hilarowicz, redaktor programu „Nie dzielę w Niedzielę”
Materiał znajdziecie w zakładce felietony: Wiadomo.be „Ty Go Dniem”
Comments